Ułatwiają spowolnienie kołowrotka myśli podczas medytacji, pozwalają skoncentrować się na tym, co ważne podczas praktyki jogi lub po prostu pozwalają wrócić na właściwe, duchowe tory w codziennej, życiowej gonitwie. Mantry to małe słowa o wielkiej mocy. Śpiewane, szeptane, czy po prostu powtarzane po cichu w głowie mogą zadziałać lepiej niż tabletka uspokajająca, lub wręcz przeciwnie, pobudzić do działania w chwilach największego zwątpienia. Na tych drugich skupiamy się dzisiaj.
Wielowiekowe echo dobrych słów
Mantry mają swoje korzenie w starożytnych praktykach buddyzmu i hinduizmu. To powtarzane sylaby, słowa lub zdania, które mają za zadanie oczyścić ciało i ducha, uziemić, pozwolić umysłowi wyzwolić się z ograniczeń i wprowadzić równowagę energetyczną. Chociaż kojarzą się przede wszystkim z tym, co wzniosłe i boskie, nie są zarezerwowane jedynie dla specjalizujących się w sanskrycie religijnych praktyków. Nie trzeba znać imion bóstw ani mistycznych formuł, aby skorzystać z ich wzmacniającego działania. Jak mówi Deepak Chopra, światowej sławy guru medycyny alternatywnej i ajurwedy, pierwotne znaczenie mantr zostało dość mocno zakrzywione we współczesnym, zachłyśniętym powierzchownym rozwojem duchowym zwesternizowanym świecie. Części składowe słowa mantra to „man”, oznaczające umysł i „tra”, oznaczające środek transportu. Innymi słowy mantra to narzędzie umysłu, pozwalające „przetransportować” go do wyższych poziomów świadomości podczas medytacji. W dzisiejszym rozumieniu mantry, używane zamiennie z intencjami to po prostu słowa – klucze, które pomagają otworzyć nasz potencjał i ukierunkować rozwój duchowy. Z jednej strony potrafią wprowadzić nas z powrotem do strefy komfortu, bo dzięki powtarzalności sylab i – jeśli decydujemy się na wypowiadanie lub śpiewanie ich na głos – i wibracjom dźwiękowym uziemiają i po prostu sprawiają, że czujemy się lepiej. Z drugiej natomiast mogą być źródłem wewnętrznej siły, która narasta w nas i pozwala tę strefę komfortu opuszczać. My dziś chcielibyśmy skupić się na wzmacniającym aspekcie mantr. Mamy świadomość tego, jak wielką moc mają słowa. Wiemy też, że nie zawsze te, które wypowiadamy do siebie samych pomagają budować pewność siebie. Porażki, nieprzepracowane traumy, bolesne rozstania – to tylko niektóre z bodźców, które mogą zapoczątkować podburzający poczucie własnej wartości wewnętrzny monolog. Dlatego szukamy narzędzi, niezależnych od wszelkich czynników zewnętrznych, dzięki którym możemy uodparniać się na to, co niszczy. Szanujemy wielowiekową tradycję mantr i nawet jeśli stosujemy ją w uproszczeniu, to doceniamy każdy płynący z niej zastrzyk wewnętrznych sił. A kiedy nam ich brakuje, powtarzamy sobie te sentencje:
Jestem miłością
Przyzwyczailiśmy się do tego, że miłość jest emocją, która przychodzi z zewnątrz. Dostajemy ją od rodziców, partnerów, przyjaciół. W teorii, bo jak pewnie miał okazję przekonać się każdy z Was, praktyka nie zawsze jest tak kolorowa. Dlatego w momentach odczuwania braku – bo ktoś nas zranił, zapomniał, zostawił – przypominamy sobie, że miłość też jest w nas. Że możemy być niej pełni nawet wtedy, kiedy nie ma wokół nikogo, kto chciałby ją nam okazać. Pamiętamy, że to co otrzymujemy od innych, może nas dopełniać, ale nie definiować.
Dziś daję tyle, ile mogę z siebie dać
Nawet najszybszy samochód jest w stanie bić rekordy na torze jedynie do momentu, do którego starczy mu benzyny. Mimo że daleko nam do wytworów współczesnej technologii, działamy podobnie. Nie zawsze na 100%. Jest to trudne do zaakceptowania, szczególnie kiedy ambicja podpowiada nam, że możemy być mądrzejsi, sprawniejsi, zdrowsi, bardziej towarzyscy, bardziej empatyczni. Niestety rzadko dajemy sobie prawo do tego, żeby być bardziej zmęczonym, bardziej wsobnym czy bardziej przeciążonym. Mamy do siebie pretensje, kiedy zauważymy najmniejsze symptomy nie bycia w szczycie potencjału. Przeciążamy ciała i umysły, a dobre intencje rozwoju przynoszą negatywne konsekwencje. Dlatego uczymy się wciskać hamulec, zanim zderzymy się ze ścianą. Dajemy sobie prawo do tego, żeby czasem nie móc, nie chcieć, nie potrafić.
Jestem gotowy/ gotowa
Strach ma wielkie oczy i potrafi sprawić, że będziemy sabotować realizację nawet największych planów i marzeń. To odruch ludzki i na szczęście są metody na to, żeby go oswajać. Lubimy usiąść w ciszy, bo wtedy słychać wszystkie wewnętrzne lęki. Przyglądamy się nim ze spokojem i w ramach odpowiedzi mówimy, że jesteśmy gotowi. Na wysiłek. Na wystawienie się na ocenę. Na ewentualne porażki. Na nie poddawanie się mimo wszystko. Wierzymy, że jeśli będziemy regularnie pielęgnować sobie poczucie wewnętrznej siły, jej ziarno, zasiane na gruncie nawet największej niepewności, będzie kawałek po kawałku rosło. I wykiełkuje w postaci zmian na lepsze.
Jestem wart / warta
Jak często zdarza Ci się myśleć, że coś nie jest dla Ciebie, bo nie jesteś wystarczająco dobry/ dobra? Pamiętaj, że myśli generują emocje i żadne zewnętrzne świadectwo Twojej wartości nie będzie w stanie Ciebie wzmocnić, jeśli wewnętrzny głos będzie nieustannie Ciebie deprecjonować. Pamiętaj, że o wartości człowieka nie świadczą jedynie jego mocne cechy i sukcesy. To również akceptacja słabości i bycie swoim własnym przyjacielem, który nie ciągnie w dół, kiedy i tak upadasz już całkiem nisko. Ta mantra pomaga nam szczególnie w momentach, kiedy coś nam nie wyjdzie, bo wtedy łatwiej jest dać do głosu przekonaniu, że stało się tak, bo nie zasługujemy.
Akceptuję
Stałość daje poczucie bezpieczeństwa, a każda zmiana wytrąca z rytmu, w którym czujemy się dobrze. Życie wraz ze wszystkimi częściami składowymi – relacjami, zdrowiem, rozwojem, czy nawet niezależną od nas sytuacją na świecie, czego niezbytych dowodów dostarczył nam cały 2020 r. – jest zmienne i warto to akceptować. Nie każdy plan uda się zrealizować, nie każdego dnia wszystko będzie układać się po naszej myśli. Akceptacja pomaga nam nie tylko wyciszyć toksyczne myśli, ale również szybciej ruszyć do działania. Nie tracimy czasu na rozpamiętywanie, nie osłabiamy się założeniami, że jak nie wyszło raz, na pewno nie wyjdzie też drugi i trzeci. I po prostu robimy swoje.
Wierzymy w siłę słów, ale to od nas zależy, czy będą naprawdę działać. Praca nas sobą to prawdopodobnie jedno z najtrudniejszych zadań, jakie kiedykolwiek będzie nam dane wykonać. Dlatego warto być cierpliwym i postawić na regularność. Chcesz wprowadzić mantry do swojej codziennej rutyny? Zacznij od kilku powtórzeń zaraz po przebudzeniu. Obserwuj, jak zmienia się Twój poziom energii i nastawienie o poranku i jak rezonuje przez resztę dnia. Rozwijaj praktykę krok po kroku i daj sobie trochę czasu na osadzenie się nawyku w Twoim życiu.