To tylko liczba — tak mówi wielu specjalistów o BMI, czyli wskaźniku masy ciała, który przez lata traktowano jak wyrocznię w sprawie zdrowia. Ale coraz częściej słyszymy: „BMI nie mówi wszystkiego”. I faktycznie, nie mówi. Nie uwzględnia, z czego zbudowane jest Twoje ciało, nie zna Twoich nawyków, nie rozróżnia mięśni od tłuszczu, a mimo to potrafi zadecydować o tym, czy czujesz się „w normie”. Dlaczego więc wciąż jest używany? Czy w ogóle warto go brać pod uwagę?
Czym jest wskaźnik BMI?
Trudno nie zastanawiać się od czasu do czasu, czy ciało, w którym się mieszka, mieści się w granicach tak zwanej „normy”. I chociaż każdy instynktownie czuje, że na to pytanie nie ma jednej dobrej odpowiedzi, szukamy sposobów, by jakoś się w tym połapać. Jednym z najbardziej znanych narzędzi, które mają pomóc to oszacować, jest wskaźnik BMI – Body Mass Index. Jedna liczba, która przez lata miała powiedzieć, czy wszystko z masą ciała jest w porządku.
BMI powstało, by w prosty sposób powiązać masę ciała z wzrostem. Liczy się go według wzoru:
BMI = masa ciała (kg) ÷ wzrost² (m²)
Brzmi skomplikowanie, ale w praktyce to tylko jedno dzielenie. Przykład? Ktoś waży 70 kilogramów i ma 1,75 metra wzrostu. Wzrost trzeba podnieść do kwadratu (czyli 1,75 × 1,75 = 3,06), a potem podzielić wagę przez tę liczbę (70 ÷ 3,06 = około 22,9). Otrzymany wynik można później porównać z przyjętymi zakresami. Wartości BMI klasycznie dzielą się tak:
– poniżej 18,5 – niedowaga
– 18,5–24,9 – waga w tzw. normie
– 25–29,9 – nadwaga
– 30 i więcej – otyłość
To proste widełki, które mają pomóc w orientacyjnej ocenie ryzyka chorób związanych z masą ciała. Ale nie są to ani etykiety, ani ostateczne diagnozy – raczej punkt wyjścia do dalszej refleksji nad tym, jak się funkcjonuje w swoim ciele, jak działa metabolizm, jak wyglądają nawyki ruchowe i żywieniowe. Ważne, żeby pamiętać, że BMI zostało stworzone jako statystyczne narzędzie do oceny dużych grup ludzi, a nie jako precyzyjny opis indywidualnego zdrowia. Dla wielu osób może być przydatne – ale dla równie wielu może powiedzieć zbyt mało.

BMI – dlaczego ten wskaźnik może zawodzić?
Wskaźnik BMI bywa pierwszą rzeczą, którą wpisujesz w wyszukiwarkę po ważeniu się na siłowni albo po wizycie u lekarza. Niby szybki i obiektywny sposób na to, żeby sprawdzić, czy jesteś „w normie”. Ale właśnie to słowo – norma – jest tu najbardziej mylące. Bo ciało to nie schemat. I o wiele łatwiej dać się wprowadzić w błąd tej jednej liczbie, niż realnie z niej skorzystać:
BMI nie rozróżnia, z czego zbudowane jest Twoje ciało: Wyobraź sobie dwie osoby. Obie ważą 80 kg i mają 1,75 m wzrostu. Jedna z nich to regularnie trenująca osoba z dużym udziałem tkanki mięśniowej. Druga prowadzi raczej siedzący tryb życia, z większą ilością tkanki tłuszczowej. Dla BMI to dokładnie ten sam wynik – bo ten wskaźnik nie odróżnia mięśni od tłuszczu. A przecież różnica między jednym a drugim ma ogromne znaczenie dla metabolizmu, krążenia, odporności czy kondycji ogólnej. Dlatego BMI może klasyfikować osobę bardzo aktywną jako „nadwagę” – tylko dlatego, że mięśnie swoje ważą. A to prowadzi do absurdalnych sytuacji, w których olimpijczycy, tancerze czy sportowcy wypadają „poza skalę”, mimo że ich ciała są w szczytowej formie.
BMI ignoruje wiek, genetykę i naturalne proporcje ciała: Ciała nie są kopiami z tej samej matrycy. Różnimy się budową kości, szerokością bioder, rozkładem masy ciała, a także tym, jak zmienia się ono z wiekiem. BMI traktuje wszystkich tak samo: 20-latkę i 70-latka, osoby z drobną ramą i osoby z masywną strukturą ciała. Nie bierze pod uwagę naturalnych różnic ani tego, że z biegiem lat spada masa mięśniowa, a rośnie udział tłuszczu – nawet jeśli waga się nie zmienia.
W efekcie można mieć „idealne” BMI i wciąż zmagać się z problemami metabolicznymi albo wypadać poza normę, mimo że ciało działa sprawnie i zdrowo. BMI nie zna kontekstu. A zdrowie bez kontekstu to tylko uśredniona statystyka.
BMI może dawać złudne poczucie bezpieczeństwa (albo niepotrzebnie alarmować): Jest coś bardzo kuszącego w liczbie, która zdejmuje z Ciebie odpowiedzialność za dalsze pytania. Bo skoro wynik mieści się w normie – to może nic już nie trzeba robić? A jeśli wypada poza skalę – to pewnie trzeba się natychmiast za siebie wziąć? Niestety, ani jedno, ani drugie nie zawsze ma sens. Można mieć BMI w tzw. „normie”, a mimo to zmagać się z przewlekłym stanem zapalnym, podwyższonym cholesterolem, słabą kondycją albo niewłaściwą dietą. I odwrotnie – można mieć wynik nieco wyższy, ale regularnie się ruszać, dobrze spać, mieć świetne parametry i świetne samopoczucie. Sama liczba nie powie Ci, jak działa Twoje ciało – tylko ile waży względem wzrostu.
BMI nie mówi nic o tym, gdzie znajduje się tłuszcz: A to ma ogromne znaczenie. Tłuszcz pod skórą to jedno – widoczny, czasem irytujący, ale stosunkowo nieszkodliwy. Dużo większym zagrożeniem jest tłuszcz trzewny, który gromadzi się głęboko w jamie brzusznej, między narządami. To właśnie on powiązany jest z większym ryzykiem chorób serca, cukrzycy typu 2, problemów hormonalnych czy zaburzeń metabolicznych. Tyle że BMI nie rozróżnia, gdzie w ciele magazynuje się tłuszcz. Dwie osoby z tym samym wskaźnikiem mogą mieć zupełnie różny poziom ryzyka – i zupełnie inną sytuację zdrowotną. Dlatego coraz więcej specjalistów patrzy dziś na inne miary: obwód talii, stosunek talii do bioder, skład ciała mierzony bioimpedancją. Bo sama waga nie wystarcza, jeśli nie wiemy, co się pod nią kryje.

BMI może wpływać na to, jak postrzegasz siebie – niekoniecznie na plus: Na końcu – może nawet najważniejsze – jest wpływ psychiczny. Dla wielu osób wynik BMI to coś więcej niż liczba. To osąd. Sygnał, że jest się „za grubym”, „za chudym”, „nienormatywnym”. Często bez zrozumienia, że skala ta nie uwzględnia wielu zmiennych, a ciało wcale nie musi być ustandaryzowane, żeby było zdrowe i sprawne. Skupienie na BMI potrafi przesłonić prawdziwą troskę o ciało: o jego potrzeby, sygnały, komfort, odporność, energię. Można przez lata próbować „zbić” liczbę, zamiast słuchać, co naprawdę wymaga uwagi. A przecież zdrowie to nie tylko to, co widać na wykresie. To to, jak się czujesz rano, jak się ruszasz, jak śpisz, jak oddychasz. I nie da się tego ująć w jednej liczbie.
W skrócie? BMI to szybkie, dające ogólny zarys informacji o kondycji ciała narzędzie. Może się przydać, ale nie mówi wszystkiego. I nie powinno mówić ostatniego słowa w procesie samoakceptacji i dbania o siebie. A jeśli chcesz próbować zinterpretować swoją kondycję fizyczną przy pomocy cyferek, zacznij od wyników badań, np. tych hormonalnych. W naszym artykule przeczytasz o sygnałach, które mogą świadczyć o zachwianej równowadze hormonalnej.