Strona intenetowa używa plików cookies w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Kliknij tutaj, żeby dowiedzieć się jaki jest cel używania cookies oraz jak zmienić ustawienia cookies w przeglądarce. Więcej informacji znajdą Państwo w zakładce Polityka Prywatności.

Rozumiem
Ciało - Odżywianie
11.03.2021

Canihua - kolejny superfood, który warto wpisać na listę zakupów.

Canihua – kolejny superfood, który warto wpisać na listę zakupów.
Zdjęcie Canva
Zdjęcie Canva

Doskonale wiemy, że nawet najbardziej wartościowy i odżywczy produkt, spożywany codziennie, może się po prostu znudzić. Ziarna zbóż, szczególnie podczas chłodniejszych miesięcy, są bazą dla naszych posiłków niezależnie od pory dnia. Gorąca jaglanka na poranny zastrzyk energii, lekka sałata z komosy z cytrusowym sosem w przerwie na lunch, czy zupa krem z marchewki z kaszą gryczaną to stałe punkty naszego zimowego menu. Żeby nie popaść w jedzeniową nudę, szukamy kolejnych źródeł węglowodanów złożonych, które sprawią, że nasze posiłki staną się bardziej sycące bez powodowania gwałtownych spadków energii. Ostatnio na naszym radarze jest canihua.

Pożywna podróż dookoła świata

Zacznijmy od rozwiania wszelkich wątpliwości: nazwę tej kulinarnej nowinki wymawiamy „kaniwa”. Jest, podobnie jak komosa ryżowa i amarantus, zaliczana do rodziny pseudo zbóż (czyli roślin, które nie są trawami i nie muszą być bliżej spokrewnione pomiędzy sobą a które łączy wytwarzanie podobnych do ziaren zbóż, bogatych w skrobię nasion, które można przerabiać na mąkę). Przywędrowała do nas z Peru i Boliwii. Roślina ta, niezwykle wytrzymała na trudne warunki atmosferyczne takie jak gwałtowne i obfite opady czy mróz, dojrzewająca na wysokości co najmniej 3800 m n.p.m., przez wieki była podstawą diety Inków i Azteków. Tradycyjnie uważana była za jedzenie dla wybranych, regularnie więc pojawiała się na stole władcy i jego najbliższej świty. Jeśli nazwa „canihua” jeszcze nie obiła się Wam o uszy, to prawdopodobnie dlatego, że ze względu na wyjątkowo wymagającą uprawę, jej ziarna są dość trudno dostępne na rynku. W dobie zakupów online warto jednak zadać sobie trud, żeby sprowadzić chociaż jedno testowe opakowanie do domu, bo dietetycy są zgodni – ze względu na wyjątkowe właściwości należy jej się zaproszenie do elitarnego grona superfoods. 

Zdjęcie Canva

Wartościowe wnętrze

Ze względu na niewielki rozmiar canihua nazywana jest baby komosą – jej ziarenka są aż o połowę mniejsze niż te jej bardziej popularnej kuzynki. Względy praktyczne to jednak zdecydowanie nie najważniejszy z powodów, dla których warto włączyć ją do swojej diety. Co warto jeszcze o niej wiedzieć? 

1. Ziarna występują w kolorze ciemnoczerwonym i brązowawym, mają intensywny, orzechowy aromat. W odróżnieniu od komosy są bardziej chrupiące i mają słodszy posmak.

2. Jest świetną opcją dla alergików, ponieważ w porównaniu z innymi ziarnami zbóż i pseudo zbóż dużo rzadziej wywołuje reakcje alergiczne.

3. Nie zawiera glutenu, więc jest bezpieczna dla osób z nietolerancjami. 

4. W porównaniu do innych ziaren ma stosunkowo niski indeks glikemiczny wynoszący 35. Wszystko dlatego, że w jej skład wchodzą głównie węglowodany złożone.

5. Jest bogatym źródłem błonnika. W 100 g zawiera ok. 12 g tego niezbędnego do zachowania prawidłowej przemiany materii włókna. 

6. 100 gram produktu pokrywa aż 60% dziennego zapotrzebowania na żelazo, dzięki czemu canihua jest świetnym wyborem dla wszystkich tych, którzy chcą wzmocnić krew!

7. Jedna porcja zawiera aż 5 razy więcej łatwo przyswajalnego białka niż taka sama ilość białego ryżu. 

8. Zawarty w niej kwas foliowy jest niezbędny w zapobieganiu wad rozwojowych płodu, więc zaleca się jej spożywanie wszystkim kobietom planującym lub będącym w ciąży. 

9. Ze względu na zawartość witamin z grupy B, C, cynk, fosfor i wapń poprawia pracę układu odpornościowego i stan włosów, skóry i paznokci. 

10. Każda porcja zawiera duże ilości lizyny, aminokwasu, który bierze udział m.in. w budowie nowych białek, przeciwciał, enzymów oraz wytarzaniu hormonów, poprawia koncentrację umysłową. Ludzkie ciało nie wytwarza go samodzielnie, więc musi być dostarczany z zewnątrz, w pożywieniu lub w postaci suplementów. 

11. Canihua nie zawiera saponin, substancji wykazujących trujące właściwości i wpływających na charakterystyczne pienienie się podczas gotowania, dzięki czemu nie wymaga dłuższego namaczania.

12. Znajdziemy w niej duże ilości kwercetyny i izoramnetyny, które wykazują silne właściwości antyoksydacyjne, dzięki czemu spowalniają procesy starzenia się ciała. 

Zdjęcie Canva

Jak przygotowywać i wykorzystywać canihua?

Jeśli kupujesz ziarna na wagę, upewnij się, że nie zalęgły się w nich mole spożywcze. Przed gotowaniem przepłucz porcję zimną woda na sitku, a następnie włóż do garnka z osoloną wodą w proporcji 1:2 i gotuj pod przykryciem ok. 15 min., nie mieszając. Kiedy ziarna wchłoną całą wodę, zdejmij garnek z gazu i potrzymaj pod przykryciem kolejne 2-3 minuty, dzięki czemu canihua będzie bardziej sypka. Ziarna – surowe i gotowane- możesz wykorzystywać na wiele sposobów:

Ugotowana świetnie sprawdzi główny składnik dań na ciepło lub na zimno (po ugotowaniu trzymaj w lodówce do 48 godzin) lub pożywny dodatek.

Prażona będzie pyszną samodzielną przekąską, której smak możesz zmieniać dodając ulubione przyprawy. 

Możesz wykorzystać ją jako bezglutenowa panierkę do mięs, ryb, warzyw i tofu. 

Ze względu na słodkawy smak zmielone ziarna sprawdzą się również w daniach słodkich, jako dodatek do ciast, naleśników czy nawet jako bezglutenowa alternatywa dla płatków owsianych w koktajlach. 

Zmielonymi ziarnami możesz zagęścić zupy, puddingi i budynie. 

Aby przedłużyć świeżość produktu, ziarna przechowuj szczelnie zamknięte, z dala od źródła ciepła i wilgoci przez 5-7 miesięcy. Aby mieć pewność, że wybierasz canihua najwyższej jakości, postaw na zakupy z ekologicznej uprawy, bez użycia hormonów i pestycydów. 

Szukasz inspiracji do wykorzystania nietypowych produktów bezglutenowych w kuchni? Koniecznie przeczytaj nasz artykuł o kasztanach jadalnych. Znajdziesz go TU.

Monika Dąbrowska

Monika Dąbrowska

Odkąd pamiętam moje życie było związane z pracą nad ciałem – najpierw pływałam, potem grałam w siatkówkę, równolegle zakochałam się w nartach, a wreszcie trafiłam na jogę i przy niej pozostanę już na zawsze. To był mój pierwszy przemyślany krok w holistycznej pracy nad sobą. Po nim nastąpiły kolejne, odżywianie, świadoma pielęgnacja, praca nad emocjami, własnymi barierami i wiele innych. Gdzieś pośrodku tej drogi zrodził się pomysł na portal Twig.pl, który ma być inspiracją dla innych (i dla mnie) do wprowadzania dobrych praktyk w codzienności. Rozpoczynając ten projekt zostawiłam za sobą dotychczasowe życie zawodowe związane z marketingiem i reklamą i pracą w takich branżach jak moda i uroda. Na co dzień nie mogę żyć bez książki, filmu i teatru. Na mojej ścieżce edukacji pojawiła się nawet szkoła aktorska, pierwsza życiowa lekcja otwartości. Kolejne odebrałam podróżując. Coraz więcej miejsca w moim życiu zajmuje natura. Latem uciekam z Warszawy (w której mieszkam) nad Narew, gdzie trochę zdradzam jogę pływając na wakeboardzie albo po prostu gapiąc się w słońce.