Marka Say hi istnieje na rynku dopiero 2,5 roku, a już udało jej się pozyskać grono stałych i zadowolonych klientów. Lubimy jakościowe marki zarządzane wartościami, a jeszcze bardziej lubimy słuchać stojących za nimi opowieści. Z tej okazji spotykam się z założycielkami Say hi Anną Szubrycht-Aguilar i Małgorzatą Dyrcz. Pytamy o wartości, kobiecy biznes i na co należy zwracać uwagę, wybierając produkty pielęgnacyjne.
Monika Dąbrowska/ Twig: Gdybyście miały określić 3 cechy, które wyróżniają markę Say Hi, to co by to było?
Anna Szubrycht- Aguilar, Małgorzata Dyrcz: Skuteczność. Sensoryka. Design idący w parze z troską o planetę.
Rozwiniecie?
To po kolei. Po pierwsze skuteczność. Say hi to skuteczne kosmetyki o przełomowych, nowoczesnych formułach, które gwarantują skórze prawdziwą przemianę i zdrowe funkcjonowanie. Oparte na innowacyjnych składnikach aktywnych o wysokim stopniu antyoksydacji, biodostępności i stężeniach dobranych tak, by precyzyjnie odpowiadać na konkretne potrzeby skóry: utratę jędrności i blasku, starzenia, przebarwienia, odwodnienie, zaczerwienienia, niedoskonałości czy nadprodukcja sebum. Nasze produkty są wegańskie i uniwersalne. Mogą je stosować wszyscy, bez względu na wiek, płeć, potrzeby i rodzaj skóry, w tym cery wrażliwe, reaktywne, problematyczne, z trądzikiem różowatym, kobiety w ciąży i karmiące piersią. Nie ma tu miejsca dla drażniących i alergizujących komponentów oraz sztucznych barwników. Kosmetyki nie zawierają alergenów, PEGów, parabenów, silikonów, olejów mineralnych i żadnych składników okluzyjnych, które mogą powodować “zapychanie” porów.
Po drugie sensoryka. Say hi pielęgnuje nie tylko skórę, oferując perfekcyjnie zbalansowane produkty, które wielowymiarowo z nią współgrają, ale również karmi zmysły, dostarczając wyjątkowych wrażeń podczas stosowania produktów. Naszymi konsystencjami, kolorami czy zapachami przenosimy klientki do świata przyjemności i relaksu, aby mogły poczuć się wyjątkowo. I one to doceniają. Kolory naszych produktów są w 100% dziełem natury i pochodzą z surowców aktywnych, a zapachy przywodzą na myśl wakacje i letnie podróże.
I wreszcie design idący w parze z troską o planetę. Marka jest bardzo spójna i zgodna z naszymi wartościami. Obie jesteśmy estetkami, kochamy minimalistyczny design i sustainability. Opakowania ograniczyłyśmy do minimum, bo liczy się to, co w środku. Say hi rozwijamy lokalnie, w Polsce. Do produkcji używamy składników pozyskiwanych w etyczny sposób z certyfikatami Ecocert. Kremy dostępne są w najprostszych szklanych słoiczkach, łatwych do recyclingu, a ich kartoniki wykonane są ze strukturalnego papieru z certyfikatem FSC. Nie stosujemy lakieru i nie pakujemy niczego w folie.

W jaki sposób powstała marka?
Chciałyśmy, żeby marka Say hi odpowiadała na rosnące potrzeby świadomych konsumentów, którzy, tak jak my, cenią jakość, design i sustainability. Poznałyśmy się wiele lat temu w L’Orealu, gdzie jedna z nas (Gosia) pracowała w finansach, a druga (Ania) w marketingu. To tam nabrałyśmy przekonania, że wyznajemy podobne standardy pracy i możemy sobie ufać. Następnie nasze drogi się rozeszły. Przez wiele lat pracowałyśmy u liderów rynkowych, w dużych firmach i na wysokich stanowiskach. Poznałyśmy więc wszystkie za i przeciw pracy dla kogoś. A ponieważ jest w nas jakiś wewnętrzny imperatyw, który nakazuje, żeby iść dalej i rozwijać się, podczas pewnego spontanicznego spotkania przy kawie bardzo naturalnie pojawił się temat wspólnego biznesu. Obie zawsze marzyłyśmy o własnej marce, dodatkowo potrzebowałyśmy zmiany, wyzwania biznesowego i kreatywnego. Czasem ważne decyzje potrzebują czasu, żeby dojrzeć w naszych głowach i są wynikiem potrzeb konkretnego etapu w naszym życiu. U nas zdecydowanie tak było. No i nie bez znaczenia jest również „match” z odpowiednią osobą, której można zaufać i z którą po prostu lubi się przebywać i dyskutować.
Co stoi za nazwą “Say Hi”?
Naszym zamysłem od początku było, żeby marka była inkluzywna i otwarta, żeby docierała do wszystkich, którzy mają podobne wartości do naszych. Chciałyśmy również odczarować obraz pielęgnacji jako czegoś poważnego i skomplikowanego, a skóry jako idealnej i nieskazitelnej. Bo idealna cera po prostu nie istnieje. W Say hi każda skóra jest “normalna”, niezależnie od rodzaju cery, koloru, niedoskonałości, zmarszczek, płci czy wieku. Dlatego modelki w reklamach pokazujemy bez retuszu, a w Social Mediach pokazujemy również siebie, często saute, bez makijażu 🙂 Stąd wzięła się nazwa Say hi. Jest synonimem takiej otwartości i zaproszenia do szczerego i transparentnego dialogu, nie tylko o pielęgnacji. Osobiście odpisujemy na maile i wiadomości od klientek, lubimy być blisko nich, znać ich potrzeby. Poza tym wierzymy, że rozpoczęcie dialogu o tym, jak różnorodne, niedoskonałe i subiektywne może być piękno, prowadzi do budowania otwartości i tolerancji w społeczeństwie – daleko poza wymiar samej pielęgnacji i normalizuje tematy „tabu”. Siostrzeństwo, kobiecie wsparcie w życiu i biznesie jest nam bardzo bliskie, co pokazujemy w naszym cyklu spotkań LIVE na Instagramie o nazwie “Say hi to inspiring people”. Są to spotkania z osobami, które nas inspirują, tak jak my kochają to, co robią i wspierają się wzajemnie.
Jak wygląda proces powstawania nowego produktu?
To długotrwały i żmudny proces, ale jednocześnie jeden z bardziej ekscytujących. Najpierw coś powstaje w naszych głowach, potem są setki godzin researchu, rozmów, spotkań online i w realu, maili, aż w końcu wizja się krystalizuje i przystępujemy do tworzenia. W projektowaniu nowości kierujemy się trendami i nowinkami w nauce oraz potrzebami własnymi i naszych klientek. Jaki produkt spełniałby ich pielęgnacyjne marzenia? A jaki uzupełniłby istniejące portfolio Say hi? Jakie nowe badania, odkrycia pojawiły się na świecie? Czego same nie możemy znaleźć na rynku? Chcemy tworzyć produkty innowacyjne, jakich na rynku jeszcze nie ma i to nam się do tej pory świetnie udaje np. emulsja do demakijażu Smoothie Skin czy nasze dwa najnowsze serum Sunrise i Sunset. Jak już zdefiniujemy nowy obszar, przechodzimy do działania. Nadrzędną dewizą jest zawsze skuteczność i bezpieczeństwo. Współpracujemy z nowoczesnymi laboratoriami i ludźmi pełnymi doświadczenia, wiedzy i pasji, ale to my wskazujemy, jakie ma być działanie kosmetyku, jego rezultaty, konsystencja, kolor czy zapach. Następnie są pierwsze formulacje, miesiące prób i testów. Obie jesteśmy bardzo wymagające, więc chcemy każdy produkt doprowadzić do perfekcji. Na koniec musi on przejść szereg badań zewnętrznych, zanim trafi do sprzedaży. W tym czasie pracujemy nad opakowaniem zewnętrznym, strategią marketingu, komunikacji i sprzedaży i przygotowujemy pod to wszystkie niezbędne materiały.
Na co Waszym zdaniem trzeba zwracać uwagę, kupując kosmetyk?
Ania: Wszystko zależy od potrzeb, wieku i stanu skóry. Sama pamiętam, że jako nastolatka nie zastanawiałam się zbytnio, co nakładałam na twarz, bo wydawało mi się, że każdy krem dobrze nawilża:) Z wiekiem moja cera stała się dużo bardziej wymagająca i problematyczna. Od tego czasu zwracam uwagę na dobry skład i to czy produkt zawiera silikony, oleje mineralne i składniki okluzyjne, które mogą powodować “zapychanie” porów. Liczy się cała formuła produktu, a nie wysokie stężenie pojedynczego składnika. Np. czysta witamina C w stężeniu 20% (Ascorbic Acid) może powodować podrażnienie skóry, a do tego jest bardzo niestabilna. Podczas gdy jej etylowa forma, którą używamy w Sunrise Serum w stężeniu 5%, jest dużo bardziej skuteczna, stabilna i bezpieczna nawet dla cery wrażliwej. Więc nie zawsze więcej znaczy lepiej. Często są to zabiegi marketingowe, które wprowadzają konsumentów w błąd.
Gosia: Na potrzeby swojej skóry, podkreślam swojej, a nie influencerki, bo to najczęściej prowadzi do poważnych problemów, z których wychodzi się miesiącami. Nie ma nic złego w podglądaniu profili pielęgnacyjnych czy szukaniu nowinek w mediach społecznościowych, tylko ważne jest, aby zadać sobie pytanie, czy dana „polecajka” jest na pewno dla mnie. Nasza skóra stale się zmienia i nie zawsze potrzebuje tego samego, dlatego obserwujmy ją. Moja skóra jest bardzo wymagająca, wrażliwa, reaktywna, alergiczna i do tego z trądzikiem różowatym. Dziś nauczyłam się jak sobie z tym radzić, ale każdy błąd pielęgnacyjny natychmiast u mnie widać w postaci zmian alergicznych, obrzęków czy podrażnień. Dlatego jestem świetnym testerem dla naszych produktów. Natychmiast wyłapuję, jeśli znajdzie się w nich jakikolwiek składnik podrażniający i wówczas próba wraca do laboratorium. W Say hi tak tworzymy formuły, aby mogły one harmonijnie współgrać z naszą skórą i dostarczać jej nie tyle wysokich stężeń, co przynoszących najlepsze efekty. Pamiętajmy nie zawsze więcej, znaczy lepiej. Nie w przypadku pielęgnacji.


Opowiedzcie nam trochę o sobie. Jakie są Wasze ulubione rytuały? Co daje Wam największą radość?
Gosia: Kocham podróże, odkrywanie nowych miejsc, zanurzanie się w kulturze kraju, poznawanie ludzi, lokalnej kuchni. Jest w tym coś magicznego, inspirującego. Natomiast mam też rodzinę, męża pracującego na etacie i nastoletnie córki, co nieco komplikuje swobodę podróżowania, a zwiedzanie świata bez nich to nie to samo. Nie jestem typem samotnika. Lubię mieć swoich ludzi wokół. Radość i siłę czerpię również z pracy, która jest dla mnie bardzo ważna. Daje mi poczucie niezależności i spełnienia. Lubię otaczać się dobrym designem, wyszukiwać vintage perełki w sieci, które następnie wykorzystuje przy urządzaniu mieszkań. Stres rozładowuje na treningu, uwielbiam jazdę konno, narty, kitesurfing, a na co dzień trening na siłowni. Dbam też o sen, odpoczynek i regenerację organizmu. W moim przypadku niedobór snu działa fatalnie.
Ania: Dla mnie najbardziej wartościowy jest czas spędzony z rodziną i przyjaciółmi. Mam dwójkę małych dzieci, które wymagają ciągłej atencji. Godzenie rodziny z biznesem to jest dla mnie niezła gimnastyka:) Nie wyobrażam sobie życia bez regularnej dawki piękna (design, sztuka, projektowanie wnętrz) i sportu. W tygodniu regularnie trenuję HIIT (High Intensity Interval Training) z grupą niesamowitych dziewczyn, zimą jeżdżę na snowboardzie, a latem uprawiam sporty wodne i rower. Aktywność fizyczna daje mi niesamowitą energię do działania i zapewnia równowagę w życiu.
Co zawodowa przygoda z Say Hi wniosła do Waszego życia prywatnego?
Say hi jest dla nas nie tylko biznesem czy sposobem na rozwój profesjonalny. To realizacja naszych marzeń, przełożenie wizji o skutecznej, nowatorskiej i transparentnej marce na rzeczywistość. To ogromna satysfakcja i wielka duma z tworzenia takich produktów, które potrafią odmienić ludzkie życie. Może brzmi to górnolotnie, ale naprawdę często dostajemy od klientek wiadomości o tym, jak niesamowite efekty dają nasze kosmetyki, jak poprawiają ich stan skóry, wpływając bezpośrednio na ich samoocenę i jakość życia. Mamy klientów, którzy już po raz dziesiąty wracają po te same zestawy. I to daje niesamowitą satysfakcję i spełnienie na co dzień, za co jesteśmy szczególnie wdzięczne. W Say hi możemy być autentyczne i przekazywać nasz lifestyle, w tym pielęgnacyjny, szerszej społeczności.
Co jest najtrudniejsze w prowadzeniu marki pielęgnacyjnej?
Prowadzenie start-upu kosmetycznego w tak konkurencyjnym i szybko zmieniającym się otoczeniu to jest nieustanna przygoda. Ciągle są jakieś wyzwania i zawirowania, na które najczęściej nie mamy wpływu. Tu jakiś składnik nie dojedzie na czas i musimy przesunąć wprowadzenie nowości o kilka miesięcy, innym razem jesteśmy zmuszone zrobić sesję zdjęciową z modelkami w plenerze na początku października, udając, że jest lato… :), ale obie wyznajemy zasadę, że co nas nie zabije to nas wzmocni. Dobrałyśmy się tak, że obie jesteśmy “fighterkami” i zawsze staramy się znaleźć pozytyw w danej sytuacji. Tak sobie czasem żartujemy, że gorszego momentu na wprowadzenie nowej marki już chyba nie będzie. Z Say hi wystartowałyśmy 2 miesiące przed wybuchem wojny na Ukrainie, a wraz z nią nadeszła totalna niestabilność i dwucyfrowa inflacja. Przezwyciężamy trudne momenty, ponieważ jesteśmy w tym razem, umiemy się motywować nawzajem, wiemy, kiedy trzeba przycisnąć, a kiedy odpuścić. Niesamowicie wierzymy w sukces Say hi i obie kochamy to, co robimy.

Jakie macie plany?
Na ten i na kolejny rok mamy już sporo planów, celów, marzeń. Wiążemy z marką swoje życie, nie traktujemy jej w kategoriach tymczasowego projektu. Chcemy ją rozwijać zarówno w Polsce, jak i zagranicą, ale na własnych zasadach i we własnym tempie. Stawiamy przede wszystkim na rozwój nowych produktów i budowanie autentycznej zaangażowanej społeczności wokół Say hi. W tym roku, oprócz Sunset Serum (15% multi kwasowe serum złuszczające), które właśnie weszło do sprzedaży, w maju wprowadzimy bardzo ciekawy produkt z pogranicza pielęgnacji twarzy i ciała. A jesienią zaprezentujemy kolejny innowacyjny produkt do twarzy. Dodatkowo wchodzimy w kategorię pielęgnacyjnego makijażu, także sporo będzie się działo. Na pewno chciałybyśmy również kontynuować nasze dotychczasowe działania i nie tracić zapału. Docierać do coraz większej liczby świadomych klientów poprzez edukację, lifestyle, eventy, współprace z innymi markami o podobnych wartościach do naszych. Lubimy wspierać kobiece inicjatywy, stawiające na samorozwój i aktywność fizyczna – obozy jogowe, pilatesowe czy skitoury. Wszystkie te działania powstają z potrzeby bycia obok naszych klientek, poznawania ich oraz ich potrzeb. Stawiamy na jakość, a nie ilość. Obie uważamy, że to nam daje przewagę konkurencyjną, bo dzisiejsi konsumenci potrafią docenić autentyczność.
Czego możemy Wam życzyć?
Zadowolonych klientów! Bo tacy budują społeczność marki. Trafnych wyborów i cudownych ludzi do współpracy.
Tego właśnie Wam życzymy i dziękujemy za rozmowę.
Więcej o marce Say hi dowiecie się TU.