Wszyscy jesteśmy różni. Mamy inne wartości, przyzwyczajenia i punkty widzenia. Mamy też różne rodziny, a co za tym idzie różne… święta. Znajdą się wśród nas szczęśliwcy, którym kolacja przy wigilijnym stole od zawsze kojarzą się z ciepłą, rodzinną atmosferą. Będą też tacy, którym na myśl o wigilijnym spotkaniu dosłownie włos jeży się na karku.
Powodów tej drugiej opcji może być całkiem sporo. Wystarcz wspomnieć, że do wspólnego barszczu siadają wujek, ciocia i kuzyn kuzyna, z którymi prawdopodobnie nie utrzymujemy kontaktu przez resztę roku. Dodatkowo na czas świąt zamiatamy rodzinne animozje i pretensje pod kołderkę uśmiechów i życzliwości. Do gęstej atmosfery stąd już tylko krok. Wtedy zamiast szczerych przytulasów i ciepłych życzeń mamy bazar niezręcznych pytań, konfliktowych tematów i przechwalania się. Jeżeli to obrazek z Waszych wigilijnych wieczorów, to macie prawo na samą myśl czuć coraz bardziej zaciskający się supeł na żołądku. Czy da się przetrwać niezręczne święta? Zapytaliśmy o to redakcyjnych przyjaciół. Poznajcie ich historie i patenty.
A może żartem?
Ania, 34 lata:
“Od wielu lat jestem singlem, często też zmieniam pracę i miejsce zamieszkania. Jestem wolnym duchem. Część rodziny tego nie rozumie, z moją mamą na czele, więc wspólne święta są idealną okazją, aby wybadać czy już „zmądrzałam” czy jeszcze nie. Przez większość czasu święta kojarzyły mi się źle. Bywało, że wymyślałam sobie wyjazdy albo powody, dla których „nie mogłam” na nich być. Jednak od jakiegoś czasu stosuję skuteczną linię obrony, która nie dość, że zdjęła ze mnie ciężar niezręcznych odpowiedzi, to jeszcze dodała nieco humoru wigilijnej kolacji. Za każdym razem gdy, któraś z ciotek pyta kiedy wyjdę za mąż, odpowiadam jej żartobliwie i wymijająco. Za pierwszym razem powiedziałam, że już wyszłam za mąż, ale nie mogę zdradzić tożsamości męża, bo to bardzo znany i potężny człowiek i musimy ukrywać przed wszystkimi nasz związek. W odpowiedziach ograniczała mnie tylko moja własna kreatywność. Wydaje mi się, że moja rodzina już zrozumiała, że nie uzyska ode mnie sensownej odpowiedzi, a napewno mnie nie zawstydzi. Chociaż prawdopodobnie już mnie o to w tym roku nie zapytają, ja mam przygotowaną kolejną zabawną odpowiedź.”
Wyznacz granice
Robert, 37 lat:
“Zmorą moich świąt nie są niezręczne pytania, a konfliktowe tematy. Za każdym razem wujek albo ojciec zaczynają inny drażliwy temat. Zazwyczaj ten aktualny. Było o uchodźcach, o wyborach, o aborcji, polityce i LGBT, a w tym roku zapewne podejmie temat pandemii. Żeby uchronić święta przed totalną zagładą przyjąłem nas siebie rolę tego, który mówi STOP. Często zwracam uwagę już na samym początku dyskusji. Gdy tylko, któryś z awanturników zaczyna temat np. o przekonaniach politycznych albo krytykuje księży lub strajkujące kobiety, ja zwracam uwagę – „wujku, z całym szacunkiem, ale to nie jest temat na świąteczną kolację ale na obrady w sejmie”. Jeśli dalej kontynuuje, pytam „czy jest jeszcze przy tym stole ktoś, kto ma ochotę o tym rozmawiać, ręka do góry? Nie ma żadnej. Temat przegłosowany” – mówię i wracam do jedzenia śledzia. Działa za każdym razem.”
Poszukaj w sobie
Jakub 42:
“U mnie na świętach wszyscy się próbują przechwalać. No może nie wszyscy, ale na pewno bracia. Jeden ma super prosperującą firmę, drugi żonę i dwójkę dzieci, których osiągnięcia są dumą tatusia. Ja nie mam ani imponującej pracy, ani rodziny, jestem łysiejącym rozwodnikiem, co nie raz było powodem do świątecznych żartów. Gdy kiedyś trafiłem na warsztaty o walce z niską samooceną i zacząłem pracować nad sobą, zdałem sobie sprawę, że moje negatywne podejście do świąt i rozmów o swoim życiu jest wynikiem tego, że brak mi pewności siebie i faktycznie wstydzę się tego, że nie mam się czym pochwalić. Gdy zacząłem regularnie biegać, myśleć o sobie lepiej, częściej spotykać się z ludźmi, zacząłem lubić swoje życie. Wtedy nagle okazało się, że nie robią na mnie wrażenia dokonania moich braci, a na pytanie co u mnie, nie wzdrygam się nagle tylko wyczerpująco odpowiadam. Zacząłem mieć o czym mówić, opowiadałem o maratonie, w którym brałem udział, o podróży, którą odbyłem w ramach kursu na który się zapisałem. Ku mojemu zaskoczeniu, zaciekawiłem ich. Nawet moich braci. W tym roku na święta zabieram nową dziewczynę. Kiedyś bym się na to nie zdecydował, dzisiaj idę spokojny, bo wiem, że jestem wartościowym człowiekiem, a moja przytyki moich braci więcej mówią o nich, niż o mnie.”
Wpływaj na rzeczywistość!
Milena, 29 lat
“Jestem dziewczyną, delikatnie mówiąc, o krągłych kształtach. Jedyną taką w rodzinie. Moja piękna szczupła mama, ma dwie piękne szczupłe siostry, które mają również bardzo szczupłe dzieci. Wszyscy uprawiają sporty i zdrowo się odżywiają, a ja jedna mam miłość do niezdrowych przekąsek i zdecydowanie wolę leżeć na łóżku do masażu niż zasuwać na bieżni. Święta kojarzą mi się z tym, że wszyscy patrzą na to, ile zjem w tym roku. Nie obywało się też bez komentarzy w stylu, „ale masz apetyt mała”, „zjesz oba rodzaje ciasta?”, albo bezpośrednich pytań o to czy probowałam jakiejś diety lub sportu, żeby zrzucić zbędne kilogramy. Nie mam problemu ze swoją wagą, jednak w czasie świąt czułam, że wszyscy inni mają z tym problem, co wprawiało mnie w duży dyskomfort. Któregoś razu wstałam i porostu powiedziałam: „Słuchajcie – tak, jestem duża i nie, nie przeszkadza mi to. Przeszkadzają mi jednak wasze komentarze. Miło by mi było, gdybyście na czas Wigilii przestali zaglądać do mojego talerza i pytać kiedy wreszcie schudnę. Da radę?”. Od tamtej pory tylko moja mama, i to tylko gdy jesteśmy same zwraca mi uwagę na moją tuszę. Doceniam mimo wszystko, że uszanowała moją prośbę i zrozumiała, że rozmowy o wadze na rodzinnym forum są dla mnie krępujące. Minęły już 3 lata od tej wigilii i nikt póki co nie pisnął ani słówka o moich kilogramach. Za to w tym roku kuzynka ma przyprowadzić swojego nowego chłopaka, który jak mówiła mi mama, również odstaje od „rodzinnych standardów”, i to może nawet bardziej niż ja. Ciekawe kto więcej zje.”
Nie uzależniaj swojego samopoczucia od innych
Ada 34:
“Przez długi czas bolały mnie dysproporcje finansowe w mojej rodzinie. Stawało się to szczególnie widoczne podczas wymiany prezentów. Regułą było to, że dostawałam droższe podarunki niż sama mogłam kupić. Zdarzały się półżartobliwe komentarze na ten temat. Doszło do tego, że wstydziłam się że zamiast na perfumy stać mnie na książkę, a zamiast złotych kolczyków kupuję piżamę czy skarpety. To powodowało, że zawsze czułam presję. Do tego stopnia, że raz nawet wzięłam pożyczkę, aby kupić rodzinie droższe prezenty i uniknąć głupich komentarzy. Od tamtej pory wiele się w moim życiu zmieniło. Przeszłam daleką drogę pracy nad sobą i zdałam sobie sprawę, że nie chce uzależniać swojego samopoczucia i poczucia własnej wartości od zdania innych. Zrozumiałam też, że wszystkie nietaktowane uwagi więcej mówiły o osobach je wypowiadających niż o mnie. Prezenty kupuje już tylko skrojone na mój budżet, postawiłam na kreatywność i personalizowane gadżety. W tamtym roku każdy dostał kubek z zabawnym cytatem na swój temat. Staram się sama kreować swoją rzeczywistość.”