O tym jak zostać minimalistą napisano już tysiące razy i rzadko kiedy użyto w tych tekstach minimalnej możliwej liczby słów. Może dlatego, że przeczytanie wyłącznie 15 zakazów lub 20 nakazów może być bardziej zniechęcające niż motywujące.
Może poradniki o tym, jak zostać minimalistą powstają tak często, bo sposoby osiągania celu na drodze do minimalizmu są różne. Różne są także pobudki, dla których ludzie dążą do niego – jednych przekonują realne oszczędności, innych duchowy wymiar doświadczania harmonii płynącej z minimalizmu. Różne są także drogi prowadzące do minimalizmu. Jedni zaczynają od małych kroków i pozbywają się – nie bez żalu – swoich rzeczy, inni zamawiają kontener i wrzucają do niego bez sentymentów całą przeszłość. Jednych inspirują trendy, inni w pewnym momencie życia odczuwają potrzebę uwolnienia się od rzeczy, których nie chcą już oglądać w swoim domu. Świadome, powolne oczyszczanie przestrzeni może być dla wielu… oczyszczającym i uwalniającym doświadczeniem, tak jak dla wielu innych może nim być ekspresowa akcja pozbycia się niemal wszystkiego.
Na początku przygody z minimalizmem, proponujemy wam wybrać jedną z dróg: spokojną lub ekspresową. Mamy nadzieję, że poniższe porady zainspirują was do tego, żeby zacząć możliwie bezboleśnie i jednocześnie skutecznie dążyć do minimalizmu.
Droga spokojna
Możesz zastosować zasadę: „każdego dnia wychodzę z domu z co najmniej jedną rzeczą, która już nie wróci ze mną”. Warto zacząć od rzeczy, których nie lubimy, nie podobają nam się, nie będziemy używać, ale możliwe, że przydadzą się komuś z naszych znajomych. Książka kucharska z przepisami na dania, których nie lubimy, świeczka której zapach nam nie odpowiada, para za małych kaloszy kupionych przez Internet, które zapomnieliśmy zwrócić w wymaganym czasie – wszystkie mogą okazać się przydatne dla kogoś innego. I jeśli każdego dnia wyjdziesz choć z jedną rzeczą, po roku w Twoim domu będzie co najmniej o 365 rzeczy mniej. Jeśli wychodzisz z domu kilka razy dziennie, możesz po roku mieć o 1000 przedmiotów mniej – 1000 niepotrzebnych rzeczy zajmuje naprawdę bardzo dużo miejsca.
Choć to podejście wymaga systematyczności i cierpliwości ( nie od razu dostrzeżemy wolną przestrzeń w domu) – świadome pozbywanie się rzeczy i lokowanie ich w miejscach, w których mogą się przydać, daje dużo dodatkowej satysfakcji. Wyrabiamy też zdrowy nawyk i cały czas stajemy się coraz lepszym minimalistą, a w pewnym momencie być może domowym mistrzem w dystrybucji rożnych dóbr ( to niezwykle cenna umiejętność, która przydaje się w wielu dziedzinach życia).
Droga ekspresowa
Bierzemy dzień lub dwa dni urlopu przed weekendem i w pocie czoła, szuflada po szufladzie, pomieszczenie po pomieszczeniu wyrzucamy do pojemników rzeczy, których nie chcemy, nie potrzebujemy, uważamy za zbędne.
Możemy zacząć od małego wyzwania np. szafki z lekami. Pozbywamy się z niej wszystkiego, co przeterminowane (stare leki trzeba oddać do utylizacji w aptece).
Kolejnym wyzwaniem mogą być: kosmetyki – zazwyczaj znajdzie się jakiś krem do opalania z datą ważności, która pamięta wakacje sprzed dwóch lat czy balsam o niepokojącym zapachu. Na warsztat minimalisty bierzemy regały z książkami. Japończycy – skądinąd mistrzowie minimalizmu – mają takie określenie na sytuację, w której książki się posiada i kupuje, ale ich nie czyta: „tsundoku”. Dosyć więc z tsundoku. Rozprawiamy się z szafką z papierami (nie wszystkie papiery są dokumentami) – przyda się kominek albo niszczarka. Kolejno bez litości rozprawiamy się z wszystkimi siedliskami nadmiaru i bezużyteczności, krok po kroku metodycznie; szuflada po szufladzie, przeglądamy kolejne przyczółki maksymalizmu w naszym mieszkaniu. To, co zrobimy z tym, czego mieć już nie chcemy lub nie musimy to temat na odrębną opowieść, ale podpowiadamy, że rzeczy można wystawiać na aukcjach, można zanieść do wielu organizacji oraz instytucji, w których przydadzą się na pewno znacznie bardziej niż zalegając w naszym mieszkaniu. Na temat oczyszczania i porządkowania szafy powstały już oddzielne setki poradników. Wiemy, że ubrania są dla wielu z nas bardzo ważne, dlatego z tym tematem każdy z nas musi zmierzyć się sam. Można zerknąć na Marie Kondo na Netflixie, można przeczytać jedną z jej książek. Można zastosować kilka z wielu rad guru poradnictwa, można obrać własną drogę.
Podejście ekspresowe ma tę wielką zaletę, że efekty są widoczne już po kilku dniach a porządek jest wielką nagrodą. Droga ekspresowa nie buduje jednak systematyczności czy długotrwałych nawyków, dlatego żeby utrzymać w ryzach nasz świeżutki minimalizm warto go wspomóc dodatkowym regulaminem np.: wstrzymywania się od kupowania, regularnego pozbywania się niepotrzebnych rzeczy, oddawania ich w dobre miejsca.
Niezależnie od powodów, które nami kierują, niezależnie od tego, którą z dróg wybierzemy, warto podjąć próbę zminimalizowania negatywnego wpływu nadmiaru rzeczy na nasz czas i samopoczucie. I choć każdy nieco inaczej rozumie i postrzega minimalizm, warto pamiętać, że nie oznacza on pustki. Oznacza harmonię i wolny czas, a są to najwspanialsze pożytki płynące ze świadomego minimalizmu.
P.S.
Architekci, designerzy i projektanci często cytują słowa wielkiego modernisty – Miesa van der Rohe – słynne „Less is more” czyli „mniej znaczy więcej”. Tak jak dla architektów i projektantów „mniej” (przedmiotów, podziałów, materiałów itp.) oznacza więcej przestrzeni, tak i dla nas mniej rzeczy oznacza więcej przestrzeni – nie tylko literalnie, ale i mniej spraw związanych z przedmiotami i próbą znalezienia dla nich miejsca, czyszczenia, odkurzania i mycia… Mniej rzeczy oznacza więc więcej czasu i tym samym wolności.