Strona intenetowa używa plików cookies w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Kliknij tutaj, żeby dowiedzieć się jaki jest cel używania cookies oraz jak zmienić ustawienia cookies w przeglądarce. Więcej informacji znajdą Państwo w zakładce Polityka Prywatności.

Rozumiem
Ciało - Ruch
05.03.2020

Jak zostałam morsem?
Czyli moja
przygoda z morsowaniem
i dlaczego warto.

Jak zostałam morsem? Czyli moja przygoda z morsowaniem i dlaczego warto.
Zdjęcie Yann Allegre/ Unsplash
Zdjęcie Yann Allegre/ Unsplash

Jako totalny frik na punkcie zdrowego trybu życia, czytam (i wprowadzam w czyn) o wszystkich naturalnych metodach poprawienia stanu zdrowia, długowieczności, sposobach wzmocnienia odporności, zachowania młodego wyglądu i wszystkim co się z tym wiąże.
To, że zacznę morsować było więc tylko kwestią czasu. 

I zaczęłam. Ale zanim przejdę do swojej przygody jako morsa przytoczmy trochę faktów. Morsowanie to samo dobro. Jak to działa? Podczas zanurzenia w lodowatej wodzie dochodzi do skurczu powierzchniowych naczyń krwionośnych. Krew dociera głębiej i poprawia krążenie w narządach wewnętrznych i tkankach znajdujących się w naszym ciele. To powoduje szereg korzyści zdrowotnych. Morsy mają lepszą odporność i rzadziej zapadają na choroby górnych dróg oddechowych. Regularne morsowanie wpływa też pozytywnie na problemy z chorobami reumatycznymi czy zwyrodnieniem stawów, zmniejsza ból oraz usprawnia zakres ruchów. Jedną z ważniejszych dla mnie zalet jest jego zbawienny wpływ na skórę. Morsowanie ujędrnia ją, redukuje cellulit, wpływa na choroby i alergie skórne. 

Jak zacząć?

Myślę, że te wszystkie powyższe zalety Was przekonały. A teraz kluczowe pytanie. Jak rozpocząć tą piękną przygodę? Zwłaszcza jeśli ktoś jest zmarzlakiem. A ja nim byłam.

Punkt pierwszy – obserwacja. Zaczęłam oglądać filmiki, jak ludzie w mrozie, na własne życzenie wchodzą w strojach kąpielowych do wody. Pamiętam jak pomyślałam, że dla mnie trudnością jest pływanie w Bałtyku w lecie, a tu zero stopni i można? Trafiłam na świetne video z Syberii, gdzie małe dzieci w przerwie szkolnej wychodzą bez ubrań na śnieg i są oblewane wodą. Wygląda to trochę przerażająco, ale tam na wschodzie znają się na zimnie i wiedzą co robią.

Punkt drugi – motywacja. Skoro zdrowo żyję i chcę żyć sto pięćdziesiąt lat (serio), to trzeba dbać o ciało, by jak najdłużej pozostało sprawne. Przytoczone wyżej korzyści mnie przekonały. Wystarczyły właściwie dwie – wzmocnienie odporności oraz jędrna skóra.

Punkt trzeci – grupa wsparcia. Mam ten przywilej, że dzielę swoje życie pomiędzy Mazurami (gdzie prowadzimy rodzinny pensjonat), a Warszawą. Na mazurskiej wsi jest sporo osób, które morsują. I właśnie tu znalazłam swoją grupę. A raczej grupa znalazła mnie. Do naszego pensjonatu regularnie, co weekend wpadają amatorzy morsowania i korzystają z mazurskiej bani po zimnych kąpielach. Wybrałam się więc z nimi. 

Punkt czwarty – wprowadzenie planu w czyn. Miałam zabrać strój kąpielowy, czapkę, rękawiczki, buty, w których mogę wejść do wody, ręcznik oraz dobry nastrój. Członkowie grupy przedstawili mi sposób postępowania.

1. Zaczyna się od rozgrzewki, około 5-10 minut biegania. Osobiście polecam ciepły dres.
2. Następnie należy się rozebrać i powoli wejść do wody. Pośpiech nie jest wskazany, nie chcemy zafundować sobie szoku termicznego. Wchodzimy się na tyle na ile czujemy, że możemy i chcemy. W moim przypadku początkowo to było 10-15 sekund.
3. Po wyjściu należy znowu zacząć się ruszać, biegać i skakać.
4. Potem można wejść jeszcze raz. Nie jest to obowiązkowe, ale warto. Z czasem wejścia stają się dłuższe, około 30-60 sekund i wchodzi się trzy razy. Ale pamiętajcie, sami będziecie czuli na ile jest to dla Was komfortowe. Nie warto przeceniać swoich możliwości i przesadzać, bo to prowadzi do zniechęcenia.
5. Na koniec dobrze się wycieramy i ubieramy. Nie zapominamy o ciepłych skarpetkach. U mnie najszybciej marzły właśnie stopy i gdyby nie bieganie to nie dałabym rady, bo szybko można stracić czucie.
6. Jeśli macie taką możliwość jak ja, to warto skorzystać z sauny lub chociaż szybko wskoczyć pod ciepły prysznic.

Po pierwszym razie, albo się zakochacie w tym, albo nie. Najważniejsze by słuchać się swojego organizmu i intuicji. I ze względów bezpieczeństwa nie robić tego samemu. 

Przeczytałam gdzieś, że morsowanie to pewnego rodzaju sport ekstremalny i moda. Osobiście uważam, że to powrót do naturalnych metod utrzymania stanu zdrowia. Definicja nie ma tu znaczenia, ważne by robić to z głową i przyjemnością. Mam nadzieję, że zachęciłam was tym tekstem i zaczniecie systematycznie korzystać z zimnych kąpieli i dołączycie do grona morsów.

Sara Kanonowicz

Sara Kanonowicz

Jakiś czas temu postanowiłam sprzedać swoją miejską oazę i zostałam obywatelką świata. Dużo czasu spędzam na mazurskiej wsi, gdzie razem z rodzicami prowadzę pensjonat, resztę  pochłaniają podróże. Lubię życie zgodne z naturą, od kilku lat nie jem mięsa i jestem coraz bliższa wegańskiej diecie. Wybieram produkty lokalne, nieprzetworzone, które w składach mają jak najmniej chemii. Uwielbiam gotować, moje dania są szybkie, bo zależy mi by jedzenie nie było poddane długiej obróbce termicznej, a także łatwe do przygotowania. Prowadzę bloga Klinika Zdrowego Jedzenia. Od zawsze towarzyszy mi sport, biegam po lesie z moim ukochanym psem, praktykuję jogę i medytuję. Jestem instruktorką tenisa ziemnego, dzięki czemu realizuję swoją ukochaną pasję, którą rozpoczęłam jako dziecko. Cały czas zgłębiam wiedzę na temat intuicji, świadomości, życiu tu i teraz. Interesują mnie tematy metafizyczne, astrologia oraz wszystko co wiąże się z duchowością.