Jasne, posprzątam za Ciebie. Nie, nie jest mi niewygodnie. Nie ma problemu, poczekam. U mnie świetnie, skupmy się na Tobie. Każde z tych zdań z automatu mógłby wypowiedzieć “people pleaser”. Czyli właściwie kto?
People pleaser, dla Ciebie wszystko, a dla mnie co?
Cytując klasyka, warto jest być przyzwoitym. Wspierać innych w działaniach i wspólnym rozwiązywaniu problemów, trzymać dobre rady w zanadrzu. Pewnie masz w swoim otoczeniu osoby, którym możesz przypisać taki zestaw zachowań. Prawdopodobnie też myślisz o nich, że są miłe, pomocne, słowem – pożądane towarzystwo. Niestety czasami osoby te pod warstwą chęci wsparcia noszą prawdziwe źródło bycia w wiecznej gotowości do pomocy. Jest nim chęć zadowolenia innych, która popycha ich w stronę:
– Przyznawania racji innym, niezależnie od swojej prawdziwej opinii,
– Unikania konfrontacji,
– Przepraszania za nie swoje winy,
– Nieumiejętności odmawiania,
– Budowania poczucia własnej wartości na opinii innych,
– Dostosowania swoich zachowań do zachowań ludzi, z którymi akurat przebywają,
– Poczucia dyskomfortu w konfrontacji z niezadowoleniem innych,
– Ukrywania swoich prawdziwych emocji, takich jak smutek, zranienie czy złość,
– Uzależniania swojego samopoczucia od pochwał,
– Poczucia wstydu i niezadowolenia, kiedy nie są w stanie komuś pomóc.
People pleaser syndrome, czyli syndrom zadowalania innych obejmuje zespół zachowań właściwy szczególnie dla zaburzenia osobowości zależnej lub współzależnej, które cechuje uzależnienie od aprobaty innych. Bardzo często potrzeba zadowalania innych jest silniejsza niż prawdziwe chęci lub moce przerobowe, zarówno fizyczne i emocjonalne, co staje się źródłem frustracji i wyeksploatowania. Amerykański psychoterapeuta Ross Rosenberg, założyciel i przewodniczący The Self-Love Recovery Institute, określa syndrom people pleaser mianem self-love deficit disorder, czyli zaburzenia wynikającego z deficytu miłości własnej. Tak jak bycie people-pleaserem może wynikać z niskiego poczucia własnej wartości, tak trwanie w tym zaburzeniu może ten deficyt jeszcze bardziej pogłębiać, stwarzając pole na:
Brak przestrzeni na realizację swoich potrzeb Zawsze znajdzie się ktoś, kogo potrzeby będą ważniejsze od Twoich. Zawsze będzie powód dla zarwanej nocy, nadmiernej eksploatacji fizycznej czy emocjonalnej. Jak możesz się domyślić, nie są to sytuacje, w których z przyjemnością, bez poczucia winy poświęca się czas na swoje problemy, przyjemności i selfcare.
Nawarstwianie wewnętrznej złości Mimo że people-pleaserzy pomagają z uśmiechem na ustach, nie zawsze jest on odzwierciedleniem prawdziwych emocji. Czasem pojawia się poczucie robienia z siebie „frajera”, świadomość bycia wykorzystywanym czy po prostu ciało daje znać o swoim zmęczeniu. Potrzeba uznania, komplementu czy zauważenia jest jednak tak silna, że na pytanie o pomoc nigdy nie dadzą odpowiedzi przeczącej. A co dzieje się z tymi wszystkimi negatywnymi emocjami, które pojawiają się po drodze? Kumulują się w środku, działając jak emocjonalna toksyna, popychającą np. W stronę zachowań pasywno-agresywnych.
Nieumiejętność cieszenia się sobą i czasem spędzanym w pojedynkę Wieczne bycie na zawołanie, w gotowości do działania dla innych to jak życie na tykającej bombie. Odbiera spokój umysłu, umiejętność skupienia i cieszenia się z małych rzeczy. Czas spędzany solo staje się nie przestrzenią do relaksu, a nieprzyjemnym stanem zawieszenia, któremu towarzyszy poczucie bycia nieprzydatnym.
Więcej umiejętności spędzania czasu sam na sam, przeczytasz TU.
Jak szukać drogi powrotnej do siebie?
Hariett Braiker, psycholożka kliniczna i autorka bestsellerowej książki „Disease to please. Curing the people-pleasing syndrome” zauważa, syndrom people pleaser może dotyczyć milionów ludzi na całym świecie. Wiecznie uśmiechnięci, na każdą prośbę o pomoc mówią „tak”, chociaż w środku krzyczą „nie”, pozwalając trawić się negatywnym emocjom. Żyją w pogłębiającym się niezadowoleniu, tracąc poczucie własnej wartości oraz nierzadko szacunek w oczach innych, bo zaczynają być postrzegani jako ludzie z plasteliny, bez własnej opinii i potrzeb. Jak twierdzi autorka, bycie niemiłym lub niedostępnym też jest czasem okej i może być przejawem świadomego self-care. Chcesz nauczyć się stawiania granicy dla wiecznego zadowalania innych? Oto nasza lista porad:
Zacznij od małych „nie” Nie musisz od razu chować się za murem wiecznej niedostępności, kasować wszystkie konta na social mediach czy skazywać się na towarzyską banicję, żeby pokazać, ze od teraz nie jesteś już jedynie dla innych. Zanim nauczysz się odmawiania w poważniejszych sytuacjach, testuj tą cenną umiejętność na bardziej prozaicznych przykładach. Odmów dokładki ciasta na kolacji u znajomych lub poproś, żeby umówione spotkanie odbyło się pół godziny później, bo wcześniej nie możesz. Takie małe sukcesy pokażą Ci, że nikt nie zacznie mieć do Ciebie pretensji tylko dlatego, że dostrzegasz swoje potrzeby i dbasz o swoje dobro. A jeśli zacznie, to sygnał, że ten ktoś może nie jest dla Ciebie najlepszym towarzystwem.
Wyznacz kluczowe strefy graniczne Dr Henry Cloud, współautor książki „Boundaries. When to Say Yes, How to Say No To Take Control of Your Life.” w ramach rady dla początkujących poleca przyjrzenie się sytuacjom, w których nieumiejętność mówienia „nie” wywołuje w nas najwięcej negatywnych emocji. Czy dostrzegasz jakieś prawidłowości, schematy? Jeśli namierzysz źródła największych frustracji i smutku, będzie to dla Ciebie wskazówka, gdzie zacząć pracę nad stawianiem granic.
Wyrażaj niechęć, a nie niemożność Badanie opublikowane w 2012 r. W Journal of Customer Research pokazało, że odmawianie motywowane niechęcią („Nie chcę zamówić drinka do kolacji”, „Nie chce się spotkać w weekend, bo potrzebuję czasu dla siebie”) spotyka się z mniejszą siłą nacisku z drugiej strony niż to motywowane niemożnością („Nie mogę zamówić drinka do kolacji”, „Nie mogę spotkać się w weekend”). Dlaczego? Ponieważ jest to argument działający intensywniej na toksycznych ludzi, którzy potrafią wyczuwać people-pleaserów i świadomie próbować przesuwać ich granice dla uzyskania własnych korzyści.
Zwróć uwagę na to, za co przepraszasz Jak pokazują statystyki, ludzie przepraszają bez powodu nawet do 7 razy dziennie. To aż 200 000 razy składające się na 56 godzin w ciągu całego życia! Osoby z syndromem people pleaser z pewnością zawyżają te statystyki, ponieważ poza własnymi przewinieniami mają tendencję do przepraszania za nie swoje winy. Włącz uważność na to, kiedy wypowiadasz te ważne słowo i nie pozwól, żeby traciło na ważności bez powodu.
Osoby z syndromem people-pleaser budują poczucie własnej wartości w oparciu o to, co myślą o nich inni. Bardzo trudno pogodzić się z tym, że inni nie zawsze będą nam bić brawo, warto jednak trenować bycie okej z tym, ze nie dla całego świata musimy być zawsze najlepsi. Chcesz nauczyć się odporności na krytykę? Skorzystaj z naszego poradnika dla początkujących. Znajdziesz go TUTAJ.