Co za dużo, to nie zdrowo – szczególnie, jeśli bierzemy pod uwagę miarę zmartwień. Rozważanie negatywnych scenariuszy jest rzeczą ludzką, ale warto starać się żyć tak, aby nasz konstrukt psychiczny nie stał się głównym katalizatorem procesu. Sprawdzamy, czy i jak można nauczyć się martwić chociaż odrobinę mniej.
Czy martwienie się mamy w DNA?
Badania przeprowadzone na początku tego roku na mieszkańcach krajów z całego świata, w tym z Polski, pokazały, że mimo różnic geograficznych powody do zmartwień mamy w większości takie same. Sen z powiek spędza nam głównie:
– Pandemia (42%),
– Wizja bezrobocia (34%),
– Bieda i nierówności społeczne (32%),
– Korupcja (30%),
– Zbrodnie i przemoc (25%),
– Zdrowie (22%),
– Edukacja (16%),
– Podatki (14%),
– Zmiana klimatu (11%).

My do naszej prywatnej listy dorzucilibyśmy jeszcze cierpienie bliskich, brak możliwości rozwoju i samotność. Czy słusznie? Niekoniecznie, bo aż 91% powodów naszych zmartwień nie wychodzi poza sferę teoretyczną, a pozostałe 9% często spełnia się w formie łagodniejszej niż zakładaliśmy. Skoro życie pewnie już niejednokrotnie pokazało nam, ile racji kryje się w starym, dobrym „nie ma co się martwić na zapas”, dlaczego regularnie obciążamy swoje głowy? Zdaniem psychologów powodów jest kilka:
– Jeśli się martwię, nie dam się negatywnie zaskoczyć Jasne, ale czy nie lepiej postarać się o przynajmniej neutralne podejście do tego, co może przynieść przyszłość? Biorąc sobie statystyki do serca nie trudno o wniosek, że taka forma zabezpieczania się od negatywnych wypadków przynosi więcej obciążenia niż sama rzeczywistość.
– Bezpieczniej jest się martwić Zdarzyło Ci się usłyszeć krytykę, że Twoje optymistyczne patrzenie na życie może być wyrazem lekkomyślności i niedojrzałości, co najmniej jakby martwienie się było najwyższym przejawem dojrzałości? Niestety takie założenie jest tak samo zasadne, jak martwienie się o to, czy wyrosną kwiaty, które nawet nie zostały zasadzone.
– Martwienie jest formą okazywania troski Taka forma zamartwiania się jest typowa dla rodziców lub nadopiekuńczych partnerów. Jednak miara miłości nie ma nic wspólnego z częstotliwością wykrywania potencjalnych zagrożeń. Jest bowiem duża różnica między martwieniem się realnymi kwestiami, niosącym za sobą próby pomocy i zaangażowanie, a bezowocnym umartwianiem się wyimaginowanymi problemami, które tylko nakręca spiralę strachu.
– Martwienie się działa motywująco Istnieje przekonanie, że jeśli nie będziemy się martwić, np. o przyszłość związku lub rozwój zawodowy, przestaniemy je priorytetyzować, starać się i aktywnie działać. Podobnie jak w przypadku relacji, warto tu rozróżnić martwienie się przekładające się na umiejętność wykrywania realnych zagrożeń i niwelowanie ich a bezowocne utyskiwanie.
– Martwienie się pomaga w rozwiązywaniu problemów Niestety, nadmierne umartwianie się bardzo często działa paraliżująco, przynosząc skutek odwrotny do pożądanego. Podejmując próby wychodzenia z impasów, warto nie dokładać sobie ograniczających, czarnych scenariuszy.
Żeby było lekko chociaż czasem
Dr Robert Leahy, przewodniczący Amerykańskiego Instytutu Terapii Poznawczej w Nowym Jorku i profesor kliniczny psychologii na Wydziale Psychiatrii Weill Cornell Medical College i autor bestsellerowej książki „Lekarstwo na zmartwienia. Jak w siedmiu krokach osiągnąć wewnętrzną harmonię” zauważa, że osoby ze skłonnością do nadmiernego umartwiania się reagują intensywniej na stresowe sytuacje niż inni ludzie. Dla większości z nas taka sytuacja może być przerażająca na początku, ale wraz z upływem czasu oswajamy ją, a negatywne emocje i czarne wizje tracą na intensywności. „Zamartwiacze” natomiast zaczynają nakręcać spiralę niepewności, próbują analizować i doszukiwać się coraz większej ilości szczegółów związanych z potencjalnym rozwojem sytuacji, tracą pozytywne nastawienie i częściej odczuwają rozdrażnienie. Dlatego, zdaniem autora, kluczowe jest trenowanie umiejętności rozróżniania, które zmartwienia są dla nas produktywne, a które nieproduktywne. Jak możemy nauczyć się tego w praktyce? Sprawdzając, czy mamy możliwość aktywnie zadziałać na rzecz zniwelowania zmartwienia. Boisz się o swoją sytuację finansową? Zastanów się, czy możesz znaleźć sposób na oszczędzanie lub poszukać lepiej płatnej pracy? Boisz się, że Twój przyjaciel nie darzy Cię już sympatią? Zorganizuj spotkanie i postaw na szczerą rozmowę. Sytuacje, w których nie możesz wygenerować działania przynoszącego ulgę, po prostu będą utrzymywać Ciebie w kleszczach zmartwień, powodując:
– Zaburzenia pracy serca,
– Zwiększanie wydzielania kortyzolu,
– Zaburzenia gospodarki hormonalnej,
– Zwiększenie tendencji do zaburzeń odżywiania, takich jak kompulsywne jedzenie czy bulimia,
– Chroniczne obniżenie nastroju,
– Podwyższenie ciśnienia krwi,
– Zwiększenie ryzyka występowania zawałów serca i udarów,
– Obniżenie jakości życia społecznego.

Czy można martwić się mniej?
Aby ułatwić sobie przechodzenie na strefę mocy wolną od zmartwień, poza nauką rozróżniania tych mniej i bardziej produktywnych, spróbuj też:
Zwiększyć uważność na bodźce Zastanów się, które sytuacje i myśli wywołują w Twojej głowie największe spustoszenie. Spisuj je i postaraj się znaleźć prawidłowości. Może dotyczą jednej, określonej sfery życia lub osoby? Namierzając źródło zmartwień, które może wybijać w najróżniejszych sytuacjach, łatwiej będzie Tobie przestań je podlewać.
Oswajać niepewność Martwimy się, bo nie wiemy. Czy się uda, czy ktoś nas pokocha, czy wystarczy pieniędzy. Słowem – martwimy się o to, co przynieście przyszłość. A odpowiedzi na to pytanie niestety nie zna nikt. Skoro zatem niepewność jest wpisana w naszą codzienną rzeczywistość, warto nauczyć się z nią żyć przypisując neutralne, a nie negatywne znaczenie.
Żyć chwilą Zamartwianie się sprawia, że żyjemy z głową w przyszłości. Efekt? Przestajemy zauważać wszystko to, co może dawać szczęście tu i teraz. Praktyka mindfullnes pomaga w trenowaniu umiejętności bycia w czasie rzeczywistym i kultywowania radości z tego, co już mamy w życiu.
Stawić czoło lękom i strachom Te dwa stany emocjonalne są bardzo często mylnie używane zamiennie. Strach odczuwamy w obliczu realnego zagrożenia, a lęk ma charakter irracjonalny, wynika z imaginacji i przewidywania potencjalnych wydarzeń. Jeśli chcesz pokonać źródła swoich zmartwień, musisz stawić im czoła w rzeczywistości. Samodzielnie, przy wsparciu bliskiej osoby lub psychologa, rozpracuj to, co najbardziej destabilizuje Twój spokój.
Nadmierne martwienie się jest jednym z najpopularniejszych błędów poznawczych. Jeśli interesuje Ciebie to zagadnienie, więcej o tym i innych filtrach zaburzających postrzeganie rzeczywistości przeczytasz TUTAJ.