Strona intenetowa używa plików cookies w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Kliknij tutaj, żeby dowiedzieć się jaki jest cel używania cookies oraz jak zmienić ustawienia cookies w przeglądarce. Więcej informacji znajdą Państwo w zakładce Polityka Prywatności.

Rozumiem
Umysł - Rozwój osobisty
29.07.2021

Jest przyczyną chronicznego obniżenia nastroju. A gdyby tak martwić się mniej?

Jest przyczyną chronicznego obniżenia nastroju. A gdyby tak martwić się mniej?
Zdjęcie Tingey Injury Law Firm/ Unsplash
Zdjęcie Tingey Injury Law Firm/ Unsplash

Co za dużo, to nie zdrowo – szczególnie, jeśli bierzemy pod uwagę miarę zmartwień. Rozważanie negatywnych scenariuszy jest rzeczą ludzką, ale warto starać się żyć tak, aby nasz konstrukt psychiczny nie stał się głównym katalizatorem procesu. Sprawdzamy, czy i jak można nauczyć się martwić chociaż odrobinę mniej. 

Czy martwienie się mamy w DNA?

Badania przeprowadzone na początku tego roku na mieszkańcach krajów z całego świata, w tym z Polski,  pokazały, że mimo różnic geograficznych powody do zmartwień mamy w większości takie same. Sen z powiek spędza nam głównie:

Pandemia (42%),

Wizja bezrobocia (34%),

Bieda i nierówności społeczne (32%),

Korupcja (30%),

Zbrodnie i przemoc (25%),

Zdrowie (22%), 

Edukacja (16%),

Podatki (14%),

Zmiana klimatu (11%).

martwić się
Zdjęcie Nathan Dumlao/ Unsplash

My do naszej prywatnej listy dorzucilibyśmy jeszcze cierpienie bliskich, brak możliwości rozwoju i samotność. Czy słusznie? Niekoniecznie, bo aż 91% powodów naszych zmartwień nie wychodzi poza sferę teoretyczną, a pozostałe 9% często spełnia się w formie łagodniejszej niż zakładaliśmy. Skoro życie pewnie już niejednokrotnie pokazało nam, ile racji kryje się w starym, dobrym „nie ma co się martwić na zapas”, dlaczego regularnie obciążamy swoje głowy? Zdaniem psychologów powodów jest kilka:

Jeśli się martwię, nie dam się negatywnie zaskoczyć Jasne, ale czy nie lepiej postarać się o przynajmniej neutralne podejście do tego, co może przynieść przyszłość? Biorąc sobie statystyki do serca nie trudno o wniosek, że taka forma zabezpieczania się od negatywnych wypadków przynosi więcej obciążenia niż sama rzeczywistość. 

Bezpieczniej jest się martwić Zdarzyło Ci się usłyszeć krytykę, że Twoje optymistyczne patrzenie na życie może być wyrazem lekkomyślności i niedojrzałości, co najmniej jakby martwienie się było najwyższym przejawem dojrzałości? Niestety takie założenie jest tak samo zasadne, jak martwienie się o to, czy wyrosną kwiaty, które nawet nie zostały zasadzone.

Martwienie jest formą okazywania troski Taka forma zamartwiania się jest typowa dla rodziców lub nadopiekuńczych partnerów. Jednak miara miłości nie ma nic wspólnego z częstotliwością wykrywania potencjalnych zagrożeń. Jest bowiem duża różnica między martwieniem się realnymi kwestiami, niosącym za sobą próby pomocy i zaangażowanie, a bezowocnym umartwianiem się wyimaginowanymi problemami, które tylko nakręca spiralę strachu. 

Martwienie się działa motywująco Istnieje przekonanie, że jeśli nie będziemy się martwić, np. o przyszłość związku lub rozwój zawodowy, przestaniemy je priorytetyzować, starać się i aktywnie działać. Podobnie jak w przypadku relacji, warto tu rozróżnić martwienie się przekładające się na umiejętność wykrywania realnych zagrożeń i niwelowanie ich a bezowocne utyskiwanie. 

Martwienie się pomaga w rozwiązywaniu problemów Niestety, nadmierne umartwianie się bardzo często działa paraliżująco, przynosząc skutek odwrotny do pożądanego. Podejmując próby wychodzenia z impasów, warto nie dokładać sobie ograniczających, czarnych scenariuszy. 

Żeby było lekko chociaż czasem 

Dr Robert Leahy, przewodniczący Amerykańskiego Instytutu Terapii Poznawczej w Nowym Jorku i profesor kliniczny psychologii na Wydziale Psychiatrii Weill Cornell Medical College i autor bestsellerowej książki „Lekarstwo na zmartwienia. Jak w siedmiu krokach osiągnąć wewnętrzną harmonię” zauważa, że osoby ze skłonnością do nadmiernego umartwiania się reagują intensywniej na stresowe sytuacje niż inni ludzie. Dla większości z nas taka sytuacja może być przerażająca na początku, ale wraz z upływem czasu oswajamy ją, a negatywne emocje i czarne wizje tracą na intensywności. „Zamartwiacze” natomiast zaczynają nakręcać spiralę niepewności, próbują analizować i doszukiwać się coraz większej ilości szczegółów związanych z potencjalnym rozwojem sytuacji, tracą pozytywne nastawienie i częściej odczuwają rozdrażnienie. Dlatego, zdaniem autora, kluczowe jest trenowanie umiejętności rozróżniania, które zmartwienia są dla nas produktywne, a które nieproduktywne. Jak możemy nauczyć się tego w praktyce? Sprawdzając, czy mamy możliwość aktywnie zadziałać na rzecz zniwelowania zmartwienia. Boisz się o swoją sytuację finansową? Zastanów się, czy możesz znaleźć sposób na oszczędzanie lub poszukać lepiej płatnej pracy? Boisz się, że Twój przyjaciel nie darzy Cię już sympatią? Zorganizuj spotkanie i postaw na szczerą rozmowę. Sytuacje, w których nie możesz wygenerować działania przynoszącego ulgę, po prostu będą utrzymywać Ciebie w kleszczach zmartwień, powodując:

Zaburzenia pracy serca,

Zwiększanie wydzielania kortyzolu, 

Zaburzenia gospodarki hormonalnej, 

Zwiększenie tendencji do zaburzeń odżywiania, takich jak kompulsywne jedzenie czy bulimia, 

Chroniczne obniżenie nastroju, 

Podwyższenie ciśnienia krwi, 

Zwiększenie ryzyka występowania zawałów serca i udarów, 

Obniżenie jakości życia społecznego.

martwić się
Zdjęcie Adam Niescioruk/ Unsplash

Czy można martwić się mniej?

Aby ułatwić sobie przechodzenie na strefę mocy wolną od zmartwień, poza nauką rozróżniania tych mniej i bardziej produktywnych, spróbuj też: 

Zwiększyć uważność na bodźce Zastanów się, które sytuacje i myśli wywołują w Twojej głowie największe spustoszenie. Spisuj je i postaraj się znaleźć prawidłowości. Może dotyczą jednej, określonej sfery życia lub osoby? Namierzając źródło zmartwień, które może wybijać w najróżniejszych sytuacjach, łatwiej będzie Tobie przestań je podlewać.

Oswajać niepewność Martwimy się, bo nie wiemy. Czy się uda, czy ktoś nas pokocha, czy wystarczy pieniędzy. Słowem – martwimy się o to, co przynieście przyszłość. A odpowiedzi na to pytanie niestety nie zna nikt. Skoro zatem niepewność jest wpisana w naszą codzienną rzeczywistość, warto nauczyć się z nią żyć przypisując neutralne, a nie negatywne znaczenie.

Żyć chwilą Zamartwianie się sprawia, że żyjemy z głową w przyszłości. Efekt? Przestajemy zauważać wszystko to, co może dawać szczęście tu i teraz. Praktyka mindfullnes pomaga w trenowaniu umiejętności bycia w czasie rzeczywistym i kultywowania radości z tego, co już mamy w życiu.

Stawić czoło lękom i strachom Te dwa stany emocjonalne są bardzo często mylnie używane zamiennie. Strach odczuwamy w obliczu realnego zagrożenia, a lęk ma charakter irracjonalny, wynika z imaginacji i przewidywania potencjalnych wydarzeń. Jeśli chcesz pokonać źródła swoich zmartwień, musisz stawić im czoła w rzeczywistości. Samodzielnie, przy wsparciu bliskiej osoby lub psychologa, rozpracuj to, co najbardziej destabilizuje Twój spokój. 

Nadmierne martwienie się jest jednym z najpopularniejszych błędów poznawczych. Jeśli interesuje Ciebie to zagadnienie, więcej o tym i  innych filtrach zaburzających postrzeganie rzeczywistości przeczytasz TUTAJ.

Monika Dąbrowska

Monika Dąbrowska

Odkąd pamiętam moje życie było związane z pracą nad ciałem – najpierw pływałam, potem grałam w siatkówkę, równolegle zakochałam się w nartach, a wreszcie trafiłam na jogę i przy niej pozostanę już na zawsze. To był mój pierwszy przemyślany krok w holistycznej pracy nad sobą. Po nim nastąpiły kolejne, odżywianie, świadoma pielęgnacja, praca nad emocjami, własnymi barierami i wiele innych. Gdzieś pośrodku tej drogi zrodził się pomysł na portal Twig.pl, który ma być inspiracją dla innych (i dla mnie) do wprowadzania dobrych praktyk w codzienności. Rozpoczynając ten projekt zostawiłam za sobą dotychczasowe życie zawodowe związane z marketingiem i reklamą i pracą w takich branżach jak moda i uroda. Na co dzień nie mogę żyć bez książki, filmu i teatru. Na mojej ścieżce edukacji pojawiła się nawet szkoła aktorska, pierwsza życiowa lekcja otwartości. Kolejne odebrałam podróżując. Coraz więcej miejsca w moim życiu zajmuje natura. Latem uciekam z Warszawy (w której mieszkam) nad Narew, gdzie trochę zdradzam jogę pływając na wakeboardzie albo po prostu gapiąc się w słońce.