Wybierając między czymś zwykłym a czymś super, pewnie bez większego zastanowienia większość z nas zdecydowałaby się na drugą opcję. Dobrze jest dawać sobie lepiej, więcej i bardziej, ale jedynie wtedy, jeśli naprawdę tego potrzebujemy i możemy czerpać realne korzyści. Czy dzieje się tak za każdym razem, kiedy inwestujemy w superfoods?
Superfoods, super pomysł na biznes?
Przypisywanie wyjątkowych właściwości niektórym produktom spożywczym to praktyka, którą człowiek doskonali od tysięcy lat. Ajurweda ma imbir, Tradycyjna Medycyna Chińska żeń szeń, na rodzimym gruncie natomiast od wieków kochamy len. Prawdziwy boom na super jedzenie zaczął się jednak dopiero wtedy, kiedy do głosu doszli nie lekarze i dietetycy, a specjaliści od marketingu. Już na początku XX wieku The United Fruit Company, założona w 1899 r. amerykańska korporacja specjalizująca się w handlu bananami w Europie i Ameryce Północnej, znana dziś jako Chiquita Brands International, rozpoczęła szeroko zakrojoną kampanię reklamową tego owocu, mającą na celu zwiększenie jego eksportu. Jej główny przekaz był taki, że dzięki wyjątkowym właściwościom odżywczym, niskiej cenie, dużej dostępności i braku potrzeby obróbki termicznej ten produkt spożywczy może być codziennym, lepszym niż inne, źródłem dużej dawki zdrowia. Podobnych przykładów z dużo bliższej przeszłości można doszukać się na naszym rodzinym poletku. Kto w ramach akcji „Pij mleko, będziesz wielki” był przymuszany do picia co najmniej jednej szklanki tego napoju dziennie do śniadania, ten wie. Sam termin „superfoods” został po raz pierwszy użyty przez Aarona Mossa w czasopiśmie „Nature Nutrition” w 1998 roku. Dziś zwyczajowo tą nazwą określa się produkty o wyjątkowo wysokiej gęstości odżywczej: dużej zawartości witamin, minerałów i antyoksydantów oraz relatywnie niskiej kaloryczności, którym przypisuje się silne właściwości prozdrowotne. Mimo że termin „superfoods” jest powszechnie wykorzystywany przez wszelkiej maści specjalistów od zdrowia i urody, nie ma jego jednoznacznego naukowego wyjaśnienia.
Co właściwie wybieramy?
Brak klarowności definicji, spowodowany chociażby wpływem obróbki termicznej na właściwości niektórych produktów, brak jednoznacznych wyznaczników dotyczących zawartości witamin czy minerałów oraz nadużycia ze strony marek w wykorzystywaniu idei super żywności przy reklamowaniu swoich produktów spowodowały zmiany legislacyjne. Od 2007 r. producenci żywności z Unii Europejskiej nie mogą umieszczać na opakowaniach hasła „superfoods”, o ile wyjątkowe, prozdrowotne działanie produktów nie będzie potwierdzone badaniami naukowymi. Zakaz ten, wprowadzony przez Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności, ma na celu ograniczenie szerzenia dezinformacji wśród konsumentów – samo hasło „superfoods” sugeruje bowiem, że dany produkt ma szczególne działanie prozdrowotne, nie wyjaśnia jednak dokładnie, jakie. Pułapek związanych z tą kategorią produktów jest jednak więcej:
1. Przypisywanie im roli magicznej różdżki, która zniweluje działanie nieprzemyślanej diety opartej na wysoko przetworzonych produktach. W tym wypadku superprodukty mogą dawać pozorne poczucie bezpieczeństwa oraz wewnętrzne przyzwolenie na zaniedbywanie jakości codziennych posiłków. Niestety, zmywanie negatywnych skutków zdrowotnych regularnego przejadania się czipsami przy pomocy koktajlu ze spiruliny jest mało skuteczne, a próby reanimacji zdrowia samymi superfoods nie przyniosą pozytywnych rezultatów, o ile nasza dieta będzie kuleć u podstaw. Specjaliści twierdzą, że właściwie większość owoców i warzyw, szczególnie tych spożywanych na surowo może być zakwalifikowana jako superfoods, ponieważ mają one pozytywny wpływ na zdrowie. Co więcej, założenie, że wystarczy 1 produkt spożywczy, aby zniwelować wszelkie deficyty w organizmie, może podobnie jak przejście na monodietę przyczynić się do pogłębienia się owych deficytów. Jeśli natomiast dopilnujemy, aby bazą naszych codziennych posiłków były naturalne, różnorodne, w przeważającej mierze roślinne produkty, nie wygenerujemy braków wymagających interwencji superfoods.
Specjaliści radzą, aby przed inwestowaniem w drogie proszki, kapsułki i suszki dodać do regularnej listy zakupów produkty takie jak:
– Borówki i inne owoce jagodowe,
– Orzechy,
– Tłuste ryby,
– Zielone, liściaste warzywa,
– Orzechy,
– Oliwę z oliwek,
– Pełne ziarna zbóż,
– Jogurt,
– Strączki.
2. Wytwarzanie fałszywego przekonania, że bycie zdrowym jest kosztowne, a co za tym idzie, dostępne dla wybranych. Mimo że produkty opisywane mianem superfoods bardzo często faktycznie są bogate w składniki odżywcze, nie są jedynym dostępnym na rynku ich źródłem. Z pewnością są jednak jednym z najdroższych. Sztucznie pompowane przez producentów ceny odstraszają, a my, utwierdzi w przekonaniu, że tylko camu camu, amla czy śliwka kakadu zapewnią nam optymalną podaż witaminy C, zapominamy o istnieniu dużo tańszej i równie skutecznej papryki, natki pietruszki czy kiwi.
Superfoods, inwestować czy nie?
Superfoods to świetny dodatek do codziennej diety, który będzie miał szansę przynieść realne rezultaty, o ile będziemy niwelować jego działania niezdrową dietą. Z pewnością po takie doładowanie odżywcze warto sięgać w chwilach:
– Choroby i rekonwalescencji,
– Wzmożonego stresu,
– Wzmożonego wysiłku intelektualnego,
– Intensywnych treningów.
Na co dzień jednak polecamy przede wszystkim budować spożywczą drogę ku zdrowiu skupiając się na odkrywaniu bogactwa produktów sezonowych i wdrażając krok po kroku kilka prostych zasad. Piszemy o nich TU.